http://www.flickr.com/photos/55389817@N02/ |
Na koniec swojego długiego urlopu postanowiłem przeprowadzić się do Londynu. Mentalnie zamknąłem już "gap year" i wracam do poważnego życia. Szukam tu pracy.
Urlop nie był bardzo spektakularny, raczej prywatny i spokojny. To był prezent, który sobie sprawiłem. Dla zachowania dyscypliny uczestniczyłem w dwóch solidnych, kilkumiesięcznych kursach - jednym zawodowym i jednym twórczym, tak dla równowagi.
Samo nie chodzenie do pracy było czymś ekscytującym. Zrozumieją ci, którzy długo pracują na etacie (ja pracowałem przez 7 lat). Nagle masz tyle dni do wykorzystania. Nawet tracenie ich, patrzenie jak przepływają, było przez jakiś okres świetne. Ale myśl, że całe życie można absolutnie nic konstruktywnego nie robić, nie zmierzać w żadnym kierunku, jest straszna. A tak przecież spędza czas większość populacji.
Radość z całkowitej swobody nie trwa wiecznie, ma datę ważności. Według mojego doświadczenia wynosi ona pół roku, po którym zaczyna doskwierać nadmiar czasu i wraca potrzeba większej dyscypliny. Poza tym te pół roku dzieli się na 3 miesiące ekscytacji i 3 miesiące stabilizacji w nowym, swobodnym życiu. Ogarnia cię spokój i stan "fully recharged". To znak, że piła jest naostrzona.
Polecam każdemu.
To teraz bedzie latwiej umowic sie na piwo ;-)
OdpowiedzUsuńo, właśnie!
OdpowiedzUsuńDzięki za wskazówkę. Nie omieszkam wziąć tego pod uwagę, co napisałeś.
OdpowiedzUsuń